Nasza działalność
Maja Suchanek
Nazywam się Maja Suchanek. Mam 16 lat.
Chorowałam na mięsaka Ewinga.
Zanim zachorowałam, spędzałam czas na odkrywaniu tego, co wciąż mi nieznane, zawsze z uśmiechem czekałam na atrakcje kolejnego dnia. Podróżowałam, czytałam, słuchałam, w różnych formach poznawałam nowe twarze, nowe kultury – obracałam się wokół czarująco beztroskich realiów życia dziecka. Jesienią 2014 roku tę codzienność unicestwiła diagnoza: rak, z którym od tego momentu miałam walczyć. Choroba diametralnie zmieniła moją dotychczasową rzeczywistość na wielu płaszczyznach, ale nigdy nie odebrała mi uśmiechu. Wzbogaciła mnie w dojrzałość, nauczyła nowego spojrzenia eksponującego te prawdziwie najcenniejsze wartości oraz przede wszystkim pozwoliła mi docenić bogactwa chwili obecnej, najdroższej teraźniejszości.
Z czasu mojej choroby najbardziej pamiętam nie momenty lęku, bólu czy smutku, są to bowiem wspomnienia, które zawsze pozostaną przyćmione potęgą chwil przepełnionych ciepłem od bliskich, czułością, wsparciem. Z tamtego okresu najdokładniej i najintensywniej wspominam więc małe zwycięstwa, niepowstrzymaną radość przy odbieraniu ‘dobrych’ wyników, prognoz na lepsze jutro. Nigdy nie zapomnę ciepłych promieni tulących mnie na pierwszym spacerze po miesięcznym pobycie na oddziale przeszczepowym, nigdy nie zapomnę siły, jakiej do dalszej walki dał mi ten wiosenny dzień, pierwsza godzina wolności po tak długim okresie spędzonym w bezruchu na szpitalnym łóżku.
Najbardziej brakowało mi normalności, tej niedostatecznie docenianej wcześniej rutyny codzienności. Momentami zatracałam się wspomnieniami tego, co było. Tęskniłam za utraconą prozaiczną powszechnością, ale to w tych chwilach właśnie wypracowywałam umiejętność zauważania i doceniania tego, co mam, tego, co jest teraz.
Największą siłę do walki z chorobą dawały mi przyjemności codzienności, starałam się odnaleźć pośród towarzyszącego bólu czy przygnębienia choćby jedną rzecz, która mogłaby swoją naturą przynieść mi ulgę, pozwolić oderwać się i uciec w stronę lekkości, jaką niesie uśmiech.
Dziś marzę o przyszłości i jej losach, ale żyję teraźniejszością, stawiając kolejne kroki z wiedzą, którą wyniosłam z przeszłości.
Wszystkim dzieciom, które są chore, chciałabym powierzyć ten uśmiech, który zaprowadził mnie do miejsca, w którym jestem dziś. Chciałabym moją historią dodać im sił i nadziei. Wszystkim tym dzieciom chciałabym przekazać, że nawet najsmutniejszy i najcięższy film zawsze oglądamy do końca, śledzimy jego coraz to kolejne sceny, w napięciu wyczekując, co pokażą nam kolejne.